poniedziałek, 18 lutego 2019

O co ci chodzi - pytali mnie

Był letni dzień. Spokój ze szkołą - wakacje. Nic nie musiałam, dosłownie nic. Wstawać, starać się, zdobywać czegokolwiek - przedmioty, przyjaźnie, wydarzenia... nie, nic z tych rzeczy nie musiałam zdobywać. Byłam sama dla siebie. Ja i mój rower na koniec miasta. Książki i wiersze do poduszki.
A jednak coś było nie tak.
Oprócz wielkiej samotności był wielki niepokój.
O mamę, o tatę, o mnie samą.
O mamę, że prom się utopi, innym razem, że samolot spadnie. Sniło mi się, że znika, że jej nie ma.
O tatę, że zamarznie w krzakach, kiedy nie wracał na noc w transie picia.
O mnie, że w szkole się dowiedzą, że koleżanki powiedzą swoim rodzicom, że mieszkam bez mamy, z pijanym ojcem, pod opieką braci, którzy chodzą swoimi drogami.
Lęk nie był ciągły, ale nie pozwalał cieszyć się życiem.
O co ci chodzi - pytali mnie.
O to, że nie wiem co będzie jutro!
O to mi chodzi, że choć mam dach nad głową i jakoś przechdzę na miernych z klasy do klasy, że choć wpada mi fajny ciuch i dodatkowe kieszonkowe, nie mam pewności jak zakończy się ten dzień, jak rozpocznie jutrzejszy i czy ktokolwiek zauważy, jeśli zacznę spadać w otchłanie mojej depresji, czy mnie przytuli, czy zostanie na dłużej... Lęk był tym większy, bo wiedziałam, że nie, nikt nie przyjdzie, nie moge spadać. A więc żyłam smutna, a oni pytali o co mi chodzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz